Odprawa poszla bardzo sprawnie. Wlasciwie wcale nie musialem drukowac biletow. Wystarczyloby spisac numery rezerwacji. Przy pomocy bardzo uprzejmej pracownicy linii Pegasus wklepalem je w automat, ktory wydrukowal nam karty pokladowe. Potem wspomniana ponowna kontrola i juz bylismy w samolocie. Po ok. godzinie ladowalismy w Kayseri. To juz byla niewatpliwie Azja - dobrych kilkaset kilometrow od Stambulu.
Poranek byl chlodny i zachmurzony. Wyszlismy przed terminal i zaczelismy sie przygladac pasazerom. Jedni wsiadali do wlasnych samochodow, inni do taksowek, jeszcze inni do mikrobusow Pegasus. Autobusow ani sladu. Widac bylo jednak na horyzoncie juz osiedla blokow, wiec uznalem ze pojdziemy w ich strone. Ledwo przekroczylismy brame lotniska, zobaczylismy czekajacy na przystanku autobus miejski. Spytalem kierowcy:
- Otogar ?
Pokiwal glowa. To wsiedlismy. Zaskoczylo nas, ze nie pobral od nas oplaty - moze tu turystow za darmo woza ? Polgodzinna jazda wiodla nas przez niekonczace sie brzydkie blokowiska - kiepski kontrast z pieknymi wzniesieniami na horyzoncie. Centrum tez okazalo sie malo urodziwe. Jest tu co prawda pare zabytkow (i niektore potem zobaczylismy), ale i tak ze 2-3 godziny na Kayseri zupelnie wystarczy. Minelismy wlasnie okazale sredniowieczne mury miejskie. Na przystanku kierowca wskazal nam budke z biletami i polecil je zakupic (a jednak !). Kupilismy i wrocilismy do autobusu. Wtedy zagadnal nas po angielsku jeden z pasazerow. Wyjasnilismy, ze chcemy dostac sie do Kapadocji. Na to wskazal nam wlasnie mijane miejsce: plac na skraju blokowiska z kilkoma dolmusami i taksowkami. Podziekowalismy i na nastepnym przystanku wysiedlismy. Przede wszystkim bylismy glodni. Zaszlismy wiec do pierwszego napotkanego baru na zupe. Nie spieszylo nam sie az tak bardzo, wiec postanowilismy przejsc sie po centrum i poprzygladac sie miejscowym ciekawostkom. Juz powoli zbieralismy sie z powrotem, gdy zobaczylem informacje turystyczna. Weszlismy, dostalismy broszurki i mapki. Zapytalem na wszelki wypadek o transport do Göreme i ... mala konsternacja. Powiedziano nam, ze musimy sie udac autobusem na dworzec (zwany tu powszechnie Terminalem, i takiego napisu mamy szukac na autobusie). Lezy on na skraju miasta, dobrych pare kilometrow od centrum. Kupilismy kolejne bilety i po paru minutach wsiedlismy do autobusu.
Terminal okazal sie nowoczesnym budynkiem, w ktorym powitano nas ... kontrola :) Weszlismy do srodka i od razu wprawne oko naganiacza ocenilo wlasciwie sytuacje:
- Göreme ?
Kiwnalem glowa. Upewnilem sie tylko, ze jedziemy na otogar. Wiesc glosi bowiem, ze czesto turystom sprzedaje sie bilety do Göreme, a autobus zawozi ich do stolicy regionu, odleglego o kilkanascie kilometrow Nevsehiru. Poszlismy z naganiaczem do kasy i za 10 lirow kazdy z nas dostal profesjonalnie wydrukowany bilet w kopercie z logo przewoznika. Autobusy kursuja co godzine, a wlasnie poprzedni odjechal. Poczekalismy wiec troche, zanim wsiedlismy do naszego.