Dzis calodzienna wycieczka do Andory !
Wstaje bardzo wczesnie i pomykam przez budzace sie miasto na dworzec Nord. Moj autobus startuje kwadrans po 6-ej. Jazda zajmuje 3 godziny. Juz przed Seu d'Urgell widoki sa niesamowite: przepastne kaniony, a my jedziemy waskimi szosami tuz przy urwiskach. Szyby autobusu sa jednak niemilosiernie brudne, wiec szybko daje sobie spokoj z robieniem zdjec :(
W koncu zatrzymujemy sie na malenkim dworcu w sercu stolicy Andory - Andorra la Vella. Wedlug tradycji, prawa miejskie nadal jej Karol Wielki, by uhonorowac mestwo miejscowych w walce z Arabami. W XIII w. Andora stala sie wspolnym lennem hiszpanskiego biskupa z Seu d'Urgell i francuskich hrabiow Foix. Swoja panstwowa odrebnosc potwierdzono ponad sto lat pozniej powolujac parlament. Rodzina Foix przekazala potem swe prawa krolom Nawarry, a gdy Henryk IV zostal krolem Francji wydal edykt, ktory ustanowil dwoch ksiazat Andory: biskupa i wladce (a obecnie prezydenta) Francji. Ten ustroj, z ograniczona ostatnio na rzecz rzadu i 28-osobowej Rady Generalnej przetrwal do czasow dzisiejszych. Sprawy obronnosci sa wspolnym obowiazkiem Hiszpanii i Francji. Podobnie rzecz ma sie z poczta: sa tu placowki pocztowe obu sasiadow.
Jeszcze do niedawna ubogi kraj pasterski, dzis bogaci sie jako raj podatkowy i strefa wolnoclowa. Sa tu dziesiatki sklepow sprzedajacych: alkohol, wyroby tytoniowe, perfumy, sprzet elektroniczny i fotograficzny oraz samochody, motocykle i akcesoria motoryzacyjne..
Po wizycie w otwieranej wlasnie informacji turystycznej, obszedlem centrum stolicy a potem zalapalem sie z dwiema parami hiszpanskimi na tour po budynku parlamentu (darmo, tylko raz dziennie, godzine mozna sprawdzic na tablicy przy wejsciu). Bardzo mila przewodniczka co rusz upewniala sie, czy cos rozumiem z jej hiszpanskiej gadki. Mowila jednak bardzo wyraznie i zalapalem sporo. Wielka szkoda, ze nie wolno w srodku robic zdjec ... zwlaszcza w sali Sadu Najwyzszego. To cos, przy czym normalnie siada Oltarz Mariacki. Sciany, sufit i meble - wszystko misternie rzezbione w ciemnym drewnie.
Po wyjsciu wsiadlem w autobus (1.60 euro) do Encamp, skad przespacerowalem sie z powrotem do stolicy. Wlasnie na jej wschodnim skraju jest chyba najwiecej sklepow wolnoclowych, w ktorych nie omieszkalem zrobic troche zakupow.
Nie ma w tym kraju niestety wielu zabytkow z wyjatkiem rewelacyjnych romanskich kosciolkow. Czesc jest w miastach, ale inne wysoko w gorach - niestety tym razem
musialem je pominac.
W okolicach dworca wsiadlem ponownie w autobus i pojechalem pod granice hiszpanska do Sant Julia. Znow spacerek, tym razem przez okolice znacznie mniej zabudowane i zrobil sie wieczor. W oczekiwaniu na autobus do Barcelony usiadlem w parku, delektujac sie tanim (w sensie ceny, nie jakosci!) piwem i cygarem.
Troche zmeczony przespalem niemal cala droge powrotna.