Pol godziny jazdy i juz bylem na miejscu. Po wyjsciu z dworca najpierw wizyta w informacji turystycznej (na lewo po skosie). Do "Auberge de Jeunesse", w ktorej mialem zabukowany nocleg trzeba przejsc przez starowke, potem mostem nad rzeka Sambra (Sambre) i isc 10-15 minut wzdluz brzegu Mozy (Meuse).
Gdy jednak wszedlem w glab miasta, wiedzialem ze zejdzie mi troche czasu na zapoznanie sie z nim. Co za odmiana po nudnawym Charleroi! Bylo zasiedlone juz w czasach celtyckich i rzymskich. Nie ominela go zlota era miast niderlandzkich przelomu wiekow srednich i Renesansu. Cesarz Karol V na skale na u ujscia Sambry do Mozy rozkazal zbudowac monumentalna cytadele, ktora rozbudowywano w pozniejszych czasach. Arsenal, na drugim brzegu Sambry (na skraju starowki), trudno nazwac imponujacym, ale jesli kogos interesuja stare budynki wojskowe, to czemu nie? Jedank znacznie ciekawsze sa kamienice i kilka siegajacych schylku sredniowiecza obiektow.
Po tym wstepnym rekonesansie zameldowalem sie w hostelu i ponownie wrocilem brzegiem Mozy. Blisko Mostu Francuskiego (Pont de France) przygladalem sie palacowi, ktory okazal sie walonskim parlamentem. Zaraz za nim widac schody, ktorymi mozna dostac sie na skale zwienczona cytadela. Zajmuje ona kawal terenu i w czasach swietnosci musiala robic jeszcze wieksze wrazenie. Od tej strony jest jeden zameczek - Chateau des Comtes, a na samym koncu drugi - Chateau de Namur. Po blisko poltorej godziny zszedlem kreta droga od Chateau des Comtes na dol (kolo kasyna) i znow zagubilem sie w uliczkach starowki. Zrobilem zakupy i wrocilem do hostelu. W recepcji mozna kupic piwo, wiec nie omieszkalem skorzystac :) Przy robieniu kolacji pogadalem sobie jeszcze z jednym Kanadyjczykiem.