Gdy tylko obudzilem sie, poszedlem ponownie na zakupy do supersamu. Zadbalem od razu, bym w ciagu dnia nie cierpial z pragnienia ;) Wzialem duza butelke wody mineralnej i po oproznieniu napelnilem winem. Przez caly okres pobytu uzupelnialem ja - policzylem, ze razem bylo tego ok. 11 litrow ! Ale jak tu oprzec sie pokusie, gdy jest sie w kraju winiarskim?
Zjadlem sniadanie, przyjrzalem sie mapie miasta wiszacej przy recepcji i ruszylem w ku Atlantykowi, a wiec w strone przeciwna niz do centrum. Raz, ze mialo to byc moje pierwsze spotkanie z oceanem; dwa, ze stoi tam XVI-wieczny fort sw. Jana Chrzciciela (Castelo de São João da Foz). Niestety byl zamkniety, wiec obejrzale go tylko z zewnatrz. Nie chcialem wracac ta sama droga, wiec poszedlem najpierw wzdluz brzegu oceanicznego Avenida do Brasil. Potem odbilem w prawo i z ciekawoscia przygladalem sie, jak mieszkaja Portugalczycy. Byla to dzielnica glownie willowa, z ulicami szerokimi i wysadzanymi gesto drzewami - dzieki czemu, choc temperatura rosla - w cieniu tego sie nie czulo.
No i ... stalo sie. Zgubilem sie :( Platanina uliczek calkiem mnie zdezorientowala. Po kilkunastu minutach bladzenia dostrzeglem jednak policjanta, ktory stal obok swojego motocykla przy przystanku autobusowym. Podszedlem i spytalem, czy zna angielski. Niestety rozlozyl bezradnie rece. W tym momence zobaczylem na scianie wiaty przystanku mape miasta. Nic to, ze byla mala. Pokazalem palcem centrum i pytajacym wzrokiem rozejrzalem sie wokol. Twarz policjanta rozjasnila sie usmiechem - zrozumial. Pokazal mi kierunek i pozegnalismy sie. Ruszylem powoli ogladajac coraz liczniejsze klomby (calkiem sporo ich w tym miescie), stacje benzynowa na dole mieszkalnego bloku i piekne parki. Gdy juz widac bylo, ze zaglebiam sie w centrum, dojrzalem jadacego w moja strone ... znajomego policjanta. Pomachalem mu, a on mi zatrabil :)