Okolo osmej wychodze w strone dworca autobusowego, zjadajac po drodze kolejne pyszne litewskie danie. Na krotszych trasach kursuja mikrobusy. Bilety w cenie kilku litow kupuje sie u kierowcy. Stoje w kolejce piaty lub szosty i z zaciekawieniem obserwuje jak szofer z kolejnymi - stalymi widocznie- pasazerami, zamienia zwyczajowe grzecznosci: Jak sie masz, Gienia?; Zdrastwuj, Sierioza !; Labas, Gintaras !
Przeszlo pol godziny potem jestesny w Trokach (Trakai), ktore znane sa co najmniej z dwoch powodow: zamku-rezydencji wielkiego ksiecia Witolda i mieszkajacej tu mniejszosci etniczno-religijnej - Karaimow (Karaimu).
Troki powstaly na wyspie jeziora Galwe (Galve) juz w pocz. XIV wieku zamek drewniany, Witold tuz przed Wielka Wojna z Zakonem zastapil murowanym. Przebywal tu znacznie chetniej niz w stolecznym Wilnie. Potem sluzyl jako wiezienie krolewskie. Na krotko odzyskal swoje znaczenie jako rezydencja letnia Zygmunta Augusta. Spalony podczas wojny z Rosja (wtedy mial zyskac slawe powiesciowy Kmicic skutecznie podchodzac kniazia Chowanskiego) w 1655 r., tuz przed Potopem, popadal odtad w ruine. Od poczatku XX wieku jest systematycznie rekonstruowany.
Witold sprowadzil do Trok z Krymu kilkuset Karaimow wraz z rodzinami, nadal im ziemie i uczynil ich rodzajem przybocznej gwardii. Ich jezyk jest pochodzenia tureckiego i przez dlugi czas uwazano, ze takie jest tez ich pochodzenie etniczne. Dzis jednak juz naukowcy sa niemal pewni, ze wywodza sie od Zydow, ktorzy na przelomie VII i VIII wieku na terenie dzisiejszego Iraku wylonili sie z religii mojzeszowej (dzis zreszta rabini izraelscy to potwierdzaja). Nowe wyznanie z czasem wchlonelo pewne elementy chrzescijanstwa i islamu. Polscy Karaimi od dawna zaprzeczali hebrajskiemu pochodzeniu, co zreszta uchronilo ich przed Holocaustem podczas okupacji niemieckiej.
Wzdluz glownej drogi, prowadzacej do zamku, wybudowanych jest wiele starych, drewnianych chalup. Klasyczny dom karaimski ma z boku trzy okna: dla wielkiego ksiecia, dla Boga i dla gospodarza - w takiej wlasnie kolejnosci. Po lewej stronie znajuje sie swiatynia - kienesa. Niestety byla zamknieta, podobnie jak nieco dalsze male muzeum. Ale za to otwarta byla jedyna na swiecie restauracja karaimska "Kybynlar". Nie odmowilem sobie przyjemnosci zjedzenia tam bardzo wczesnego obiadu: rosol z koldunami, golabki w lisciach winogronowych, jakas surowka i piwo (niecale 20 litow).
Nastepnie ruszylem na zamek. Oczywiscie i tamtejsza wystawa byla dzis zamknieta (wrrrrr!!!!), ale zabudowania mozna bylo obejrzec bardzo dokladnie. Pomimo, ze niedawno jadlem, znow poczulem sie glodny. Dojrzalem, ze niedaleko nad brzegiem jeziora sa jakies inne jadlodajnie.
W kawiarni zamowilem przepyszna, polplynna czekolade z orzechami laskowymi i duza filizanke herbaty z korzeniami (7 litow). Zanim wsiadlem do mikrobusa, ktory powiozl mnie z powrotem, postanowilem sie ostrzyc u fryzjera, ktory mial bardzo nowoczesny salon tuz kolo przystanku. Mlody facet znal tylko litewski, ale nie bylo wielka filozofia wytlumaczyc mu na migi o co chodzi.