Nad wyraz szybko i sprawnie dostalismy sie do miasta. Zabojady chcialy jedynie zobaczyc miejscowa (od wojny nieczynna) synagoge. Wiec po obejrzeniu jej i podaniu przeze mnie paru tipsow na temet przebytej przeze mnie wczesniej trasy, serdecznie pozegnalismy sie.
Miasto nie zrobilo na mnie wrazenia - prowincjonalna dziura. Ale sa, obok synagogi, jeszcze dwie jego zalety: pobliski rezerwat przyrody Zuwintas i Niemen (Nemunas).
Z braku czasu dosc pobieznie rozejrzalem sie po rezerwacie (a szkoda, bo urokliwy). Za to przeszlo godzine spedzilem nad brzegiem rzeki. Tutaj Niemen objawia sie w pelnej krasie, zupelnie jak w powiesci Orzeszkowiczowej. Niezapomniany widok !
Na dworcu bez problemu zakupilem bilet do Wilna i stanalem przy stanowisku, na ktore mial wkrotce podjechac autobus. Musialem sie wyrozniac na tle miejscowej szarzyzny, bo wkrotce stalem sie obiektem zainteresowania przedziwnej postaci. Bez kitu, facet moglby bez charakteryzacji grac tolkienowskiego krasnoluda. Ubrany jeszcze w roznokolorowe ciuchy i obwieszony masa pakunkow musial byc lokalnym kloszardem. Wyczul, ze jestem obcokrajowcem i zagadal przesmieszna mieszanina rosyjskiego, angielskiego, wloskiego i hiszpanskiego. W duchu pekalem ze smiechu. Probowalem mu odpowiadac zblizona gwara, ale to jednak nie bylo to samo. Na koniec, jak zrozumialem, zapytal mnie, skad jestem. I tu, przypomnialo mi sie, jak rozmawialismy z Emilem o lotach na Barbados. Mysle sobie: skoro gosc chce miec sensacje, to niech to bedzie sensacja wielkiego kalibru.
Palnalem wiec glosno i wyraznie: BARBADOS ! Krasnolud zbaranial, wiec powtorzylem mu to jeszcze pare razy, zeby zapamietal. To sie beda koledzy dziwowali. Watpie, zeby ktorys wiedzial: co to i gdzie to?
Po powrocie do hostelu i zakupieniu po drodze w sklepie piwa, wypilismy je w pokoju z Franco i nowym lokatorem, litewskim studentem.