Po przebudzeniu od razu poszlismy na sniadanie do kawiarenki Marhaba (naprzeciwko Hamana). Pokrzepieni wsiedlismy do samochodu i ruszylismy na poludnie kierujac sie na Oukameidene. W baku mielismy jeszcze sporo benzyny, wiec nie myslelismy o dotankowaniu. Niedlugo potem wjechalismy w niezwykle malownicza doline Ourika. Staralismy sie jak najczesciej zatrzymywac, kontemplujac przyrode i robiac fotki. Ale w wiekszosci miejsc widokowych momentalnie opadala nas chmara sprzedawcow pamiatek, znacznie bardziej zdesperowanych od tych z soukow Marrakeszu - co oczywiscie oznaczalo tez nizsze ceny. Przekonalismy sie, ze i tu Polacy sa doskonale znani (jak sadze, dlatego ze tedy podaza wielu rodakow pragnacych wejsc na najwyzszy szczyt kraju - ponad czterotysieczny Jebel Toubkal). Gdy pytali nas o narodowosc: Polska obok Francji i Anglii byla zazwyczaj jedna z trzech pierwszych wymienianych propozycji. Rowniez znajomosc jezyka angielskiego byla zazwyczaj ograniczona do paru, parunastu slow. Nie dziwilem sie ich desperacji, bo nie byl to sezon i potencjalnych klientow bylo jak na lekarstwo. Wioski, ktore mijalismy wygladaly bardzo biednie: czesto widac bylo stojace przy drodze dzieci z torebkami orzechow wloskich lub nawet tylko wiazka lisci miety. Te, ktore niczym nie handlowaly podchodzily czasem i prosily o 1 dirhama.
W miedzyczasie wskazowka paliwomierza zaczela niebezpiecznie sie obnizac, ale liczylismy na to, ze w kurorcie narciarskim, jak go opisywaly przewodniki, znajdziemy stacje.